Rola gestu w polityce

W ostatnich czasach coraz częściej „polityka gestu” zastępuje politykę deliberatywną. Populistyczni przywódcy czy dyktatorzy uważają, że grając na emocjach i umiejętnie wykorzystując aktorskie metody wpływu, mogą odnieść sukces w nakłanianiu społeczeństw do przyjęcia nieracjonalnych rozwiązań.

Nieprzypadkowo polityka lat 30. opierała się na przesadzonych minach i bufonadzie Mussoliniego, krzyku Hitlera czy pozach Perona albo Franco. Ale polityka gestu nie musi być oddana w pacht dyktatorom.

Czasem jeden autentyczny gest, oszczędny w doborze środków i wyrażający emocje bez zbędnych słów, ma ogromną siłę. Prawdziwie pokorny i wzruszający gest Willy’ego Brandta przed pomnikiem Bohaterów Getta, którego 50. rocznicę właśnie obchodzimy, wciąż rezonuje w polskiej pamięci. Ale był on również ważny dla kształtowania nowej, powojennej niemieckiej i europejskiej kultury pamięci. Dał pewien przykład, pewien standard pokory wobec przeszłości, uznania tej przeszłości, a także gotowości zmierzenia się ze złymi kartami historii własnego narodu.

W odróżnieniu od nasyconych emocjami, ale pustych gestów populistycznych, był on wyrazem wzięcia odpowiedzialności politycznej za przeszłość historyczną, ale też otwarciem ku przyszłości. Był to kamień milowy na drodze do pojednania polsko-niemieckiego, choć być może wtedy nie był tak postrzegany. Ówczesne władze starały się ograniczyć wpływ tego uklęknięcia niemieckiego przywódcy przed pomnikiem żydowskiego bohaterstwa. Wolałyby, żeby stało się to przed Grobem Nieznanego Żołnierza.

Ale w rzeczywistości to, co zrobił Brandt, niezależnie od tego, czy zostało to zaplanowane, czy nie, stało się momentem, w którym pamięć polska i żydowska miała szansę połączyć się głęboko osobistym gestem Niemca, który nie ponosił odpowiedzialności za złe czyny własnego narodu. Pokazał świadomość historyczną, która jest oznaką prawdziwego męża stanu.

To, co od tamtego momentu zdarzyło się dobrego w relacjach polsko-niemieckich, w dużej mierze zawdzięczamy temu spontanicznemu gestowi dobrego człowieka i mądrego przywódcy. W dalszym ciągu na poziomie wymiany ludzi i wielorakich powiązań naszych krajów stosunki polsko-niemieckie układają się bardzo dobrze. Problem leży oczywiście na poziomie relacji między rządami. Angela Merkel, ze swoją wielką polityczną przenikliwością i dalekowzrocznością, zrobiła wszystko, co w jej mocy, aby utrzymać jak najlepsze stosunki z każdym polskim rządem, z jakim miała do czynienia. Zawsze kierowała się zasadą, że nie ma przeszkody, której nie mogłaby pokonać, jeśli chodzi o stosunki z sąsiadem Niemiec.

Ale przez ostatnie pięć lat byliśmy świadkami szeregu problemów, które wynikają ze specyfiki TEGO konkretnego rządu i partii, sprawujących niepodzielną władzę w Polsce. Panująca, jak to się kiedyś mówiło, „wiodąca” ideologia jest w najwyższym stopniu nastawiona na stały spór i wybuchające co jakiś czas ostre konflikty. Partnerów w UE i NATO, takich jak Niemcy (ale nie tylko – to samo dotyczy Francji), traktuje się z głęboką podejrzliwością, sięgając częściej do przeszłości, która dzieli, niż do przyszłości, która mogłaby łączyć.

Kwestie, które mogą zdestabilizować stosunki polsko-niemieckie, rzuca się ot tak, od niechcenia, jako puste gesty, które są nieprzemyślane, nie mają żadnego politycznego ciągu i są traktowane tylko jako doraźne narzędzie retoryczne. Tak stało się np. ze sprawą tzw. reparacji – politycznej wrzutki radykalnego skrzydła prawicy, przydatnej do wewnętrznej konsumpcji tej części polskiego elektoratu, która nadal ma antyniemieckie uprzedzenia.

No a teraz jesteśmy w oczekiwaniu kolejnego przejawu nieprzemyślanej polityki gestów: zapowiedzi weta europejskiego budżetu. Nie jest to wyraz żadnej strategii politycznej – bo nikt naprawdę nie myśli, co się stanie „dzień po” tej szaleńczej decyzji. Przerażające, że polska polityka stała się zakładnikiem tupetu kilku Herostratesów, którzy szukają sensu swojego istnienia na scenie publicznej.

Polityka gestu polegająca na pokazywaniu Unii, Niemcom i innym partnerom środkowego palca jest straceńcza, za nic ma interes Polski i Polaków.

Czy znajdzie się ktoś po prawej stronie, kto krzyknie, że „król jest nagi”, i powstrzyma ten bieg ku przepaści? Czekam na taki gest sprzeciwu. Jest on bardzo potrzebny.