Czy istnieje wstyd w polityce?
Coraz mniej ludzi patrzy na politykę przez okulary Arystotelesa, który traktował ją jako dobro wspólne, ale ocenia jej jakość na podstawie działań polityków oraz ich retoryki.
Kiedyś retoryka była bardzo istotną formą działania politycznego. Gdy odbiegała zbytnio od rzeczywistości, polityk nie był traktowany poważnie. Uważany był za błazna. Społeczność polis wymuszała u niego poczucie wstydu. Od czasów starożytnych wiele się zmieniło, niestety.
Dziennikarze „Washington Post” policzyli, że w trzy lata prezydentury Donald Trump skłamał lub rozminął się z faktami 16 241 razy. Prezydent USA w 2017 r. wygłosił 1999 fałszywych stwierdzeń, a rok później było ich już ich 5689. I co rok więcej – w 2019 kłamstw było 8155.
To oczywiście rodzi cynizm u opinii publicznej. I paradoksalnie nawet samym politykom, którzy stosują oczywiste kłamstwa lub oszukańczą retorykę, utrudnia prowadzenie rzeczywistej polityki. Bo ludzie mają jednak swój rozum, a Google ma dobrą pamięć, nawet jeśli ludzie czasem zapominają. Słowa ulatują, ale pliki zostają.
I dlatego dziwi mnie niepomiernie, gdy politycy, świadomi, w jakim otoczeniu informacyjnym żyją, pozwalają sobie na wypowiadanie mocnych słów ziejących nieprawdą, choć wiedzą, że w jakimś momencie będą musieli sobie zaprzeczyć, jeśli chcą działać w świecie rzeczywistym, a nie ukształtowanym tylko w swojej – czy spin doktorów – wyobraźni.
Większość z nas na pewno pamięta słynne już zdanie prezydenta Dudy o Unii Europejskiej jako „wyimaginowanej wspólnocie”. A były jeszcze mocniejsze: „Bardzo często ludzie mówią: ach, po co nam Polska, Unia Europejska jest najważniejsza. Bywają takie głosy. To niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów”. Te słowa były nie tylko kłamliwa retoryką. Porównywanie Unii do zaborów było po prostu niemoralne.
Natomiast premier Morawiecki raczył jeszcze w marcu w Sejmie, który jest miejscem, gdzie szczególnie powinno się liczyć z prawdą, rzec: „Unia Europejska jeszcze nie dała żadnego eurocenta” na pokonanie kryzysu koronawirusowego. To nawet wtedy było oczywistym kłamstwem. A teraz, po przedstawionym przez Komisję Europejską planie odbudowy, mówi bez żadnej żenady, że „chcemy, by Europa znów stała się wielka i była globalnym graczem na świecie”.
Obaj panowie nagle dostrzegli, że Europa daje więcej niż drobne eurocenty i jest rzeczywistą, a nie wyimaginowaną wspólnotą. I to bardzo dobrze. Ale czegoś brakuje w tej zmianie retoryki prezydenta i premiera. Stwierdzenia: „myliłem się”.
Rozumiem, oczywiście, że polska kultura polityczna to nie kultura japońska, gdzie politycy często ze łzami w oczach przepraszają za mylne decyzje czy nieodpowiednio dobrane słowa. Nikt nie oczekuje od naszych przywódców rytualnego seppuku. Ale poczucie wstydu jest podobne w wielu częściach świata. I w Polsce też oczekujemy, że polityk wiarygodny przyzna się do błędu. Słowa „przepraszam, nie miałem racji, myliłem się” nie powinny przynosić nikomu ujmy.
Brak politycznego wstydu nie tylko nadweręża wiarygodność danego polityka i całej jego formacji, ale też pozostawia sferę publiczną w szarej strefie między prawdą, kłamstwem, fake newsem i zmyśleniem, co ją degraduje. Większość naszych polityków chyba nigdy nie czytała Maxa Webera, choć akurat powinni. W swojej słynnej książce „Polityka jako powołanie” pisze: „Polityka oznacza silne, powolne wiercenie twardych desek, jednocześnie z pasją i osądem”.
Tak, polityka to nie pójście na retoryczną łatwiznę, przypodobanie się emocjom tłumu, co Pan Prezydent i Pan Premier robią tak udatnie, ale trudna praca, gdzie retoryka powinna być podległa rozumnemu osądowi rzeczy, jakby chciał Arystoteles, a nie chwilowej potrzebie popularności.
Czekamy na taką politykę i na takich polityków.
Komentarze
Ja nie czekam. Do polityki idą ludzie, którym brakuje jednego przymiotu „Honoru” przez duże „H”.
Pani profesor, to należało w takim razie inwestować w edukację i oddać nasze dzieci pod opiekę najlepszych ludzi spośród narodu, którzy pełniąc obowiązki wychowawców i nauczycieli, dobrze wynagradzani, ukształtowaliby przyszłe pokolenia, które to wyposażone w umiejętność myślenia i odporność na brednie, wybieraliby najlepszych do działalności publicznej w interesie państwa i narodu.A ludzie, którzy myślą tylko o własnych sprawach nie mieliby do tego świata wstępu i nie musielibyśmy się wstydzić za np. polityka, który porzucił stanowisko premiera dla dużych pieniędzy w Brukseli.
Prezydent USA …..I co rok więcej – w 2019 kłamstw było 8155.
Wynikałoby ,że prezydent kłamał średnio ponad 22 razy na dzień…
Co do wiarygodności i zmiany poglądów w niektórych tematach o przysłowiowe
180° znam wypowiedzi paru polityków z wysokiego europejskiego świecznika.
Cytować przez grzeczność nie będę.
Szanowna Pani,
szczególnie od Pani można wymagać rzeczywistych faktów w zakresie środków unijnych. Niestety Pani wprowadza opinię publiczną w błąd. Unia nie dała żadnych dodatkowych pieniędzy Polsce w pierwszej na początku epidemii. To były te same miliardy EURO, które były już w bużecie EU 2014-20 przyznane Polsce. I najważniejsze – zaplanowano je do wydania do 2023 r. na konkretne cele. Wydatkowanie ich teraz na walkę z wirusem oznacza, że zaplanowane już cele do realizacji do roku 2023 nie zostałyby zrealizowane. Dlatego Pan Premier stawia sprawę jasno mówiąc, że Unia nie dałą dodatkowego centa dla Polski. Obrażać własnego Premiera mogą tylko Totalsi .
Czy istnieje wstyd w polityce ?
Nie istnieje wstyd, czego dowodem jest ta ustawa , o której mowa poniżej, PiS nic nie zrobiła w tej sprawie:
https://www.youtube.com/watch?v=9_3riARYKEs
@woytek
Mało kto słyszał o uchwale Sejmu I RP z 1764 roku w sprawie tak zwanego „długu na synagogach”. W skrócie chodziło o to, że w Polsce Żydzi mieli przywilej ściągania podatków od swoich co czynili skwapliwie lecz często „zapominali” o odprowadzeniu należnej części do skarbca królewskiego. I o spłatę tych zaległości upomniał się ten Sejm. Żydów wówczas żyło ok. 0,5 mln Jeśli zaległość średnio wynosiła równowartość ceny bochenka chleba daje to łącznie ok. 1 mln dzisiejszych złotych.
Dzisiaj, w Polsce zalegając z taką kwotą podatku od 1998 roku ( czyli 22 lata – wcześniejszych kalkulator nie obejmował) trzeba by zapłacić 3 643 014 zł odsetek + oczywiście zaległość 1 000 000 zł.
A ile wyniosłoby to po 256 latach zaległości ?
Biorąc do dalszych obliczeń wynikający średni poziom odsetek z tych 22 lat (ok. 7,5% -, oczywiście z kapitalizacją niespłaconych odsetek ) wyszło mi, że na dzień dzisiejszy kwota zaległości odpowiada 55-krotności naszego rocznego PKB.
Jak spłacą swój dług, to damy tyle, ile się obecnie domagają.
Druzgocąca opinia w raporcie komisji o p. von der Leyen, gdy ta kierowała ministerstwem obrony. Chodzi o tzw. aferę doradców, gdzie wydano dziesiątki milionów euro bez przestrzegania obowiązujących przepisów, norm. Konkluzja jednego z autorów w prasie niemieckiej :że uczeń z takim świadectwem nie miał by się co pokazywać w domu. Nasuwa się pytanie czy osoba z takimi referencjami miałaby szansę do zatrudnienia na kierowniczym stanowisku w dużej firmie.
Morawiecki nie mogl powiedzieć mylilem się bo on sie nie mylił, on bezczelnie klamal.