Niektórym marzy się polexit. A co z NATO?

„Wściekłość i szaleństwo mogą w pół godziny zniszczyć więcej, niż roztropność, namysł i przezorność potrafią zbudować w ciągu stu lat” (Edmund Burke).

Kiedyś Michał Bobrzyński pisał o fałszywej historii jako mistrzyni fałszywej polityki. Ale też może być coś takiego, że to fałszywa ideologia może być mistrzynią fałszywej polityki.

Przykładem tego jest dyskurs polityczny w naszym kraju. Po stronie polskiej prawicy myślenie polityczne to obecnie czysta ideologia z dodaniem przyprawy w postaci przemocy symbolicznej lub realnej, gdy uznawane jest to za użyteczny instrument. Dodatkowo politycy prawicowi przywiązują się do dziwnych konstruktów myślowych, które wydają się szybować w jakimś alternatywnym wszechświecie, z własną osobliwą mitologią.

Zastanawiam się, i przyznaję, że jest to dość dziwaczna myśl, co np. pomyślałby Edmund Burke, przedstawiciel klasycznego konserwatyzmu, czytając najnowszy wywiad ministra w „Sieci”.

Cytat z wywiadu: „Długoterminowo poważnym zagrożeniem dla istnienia państwa polskiego jest to, do czego dąży część elit europejskich. One nie ukrywają, że marzy im się nie tylko stopniowa marginalizacja państw narodowych i podporządkowanie ich dominującym w Europie siłom, głównie Berlinowi, ale coś więcej – za finalny cel mają powołanie na wzór Stanów Zjednoczonych nowego federalnego państwa europejskiego z 450 mln obywateli. Zastąpiłoby ono państwa narodowe”.

To przykład czystego nonsensu. Nawet trudno się nie uśmiechnąć nad absurdalnością tego, co się czyta. To odprysk fobii i niezrozumienie procesów zachodzących w Europie. Jest to niezwykle niebezpieczne dla każdego polityka. Bo skutkuje bardzo często podejmowaniem błędnych decyzji na skutek niedopuszczania do siebie informacji i polegania na ideologicznych uprzedzeniach zamiast rzeczowej wiedzy.

Jest tam i drugi fragment: „Wystarczy śledzić wypowiedzi niektórych europejskich liderów czy przeanalizować pojawiające się w UE dokumenty. Jak inaczej rozumieć agresywne narzucanie wszystkim narodom europejskim tzw. wspólnych wartości oznaczających odejście od chrześcijańskich korzeni Europy na rzecz agresywnej ideologii LGBT czy szerokie otwarcie na uchodźców, którzy niosą ze sobą zupełnie obce dla nas normy zachowania i zasady kultury. To ma jasny cel zupełnej przemiany kulturowej naszego kontynentu”.

Nie jest dla mnie, jak i dla większości opinii publicznej, niczym nowym, że niektórzy politycy chcą nas wyprowadzić z UE. Ale być może będzie za tym musiało też pójść wyjście z NATO, bo oto, a kysz, odbyła się kilka dni temu konferencja NATO na rzecz społeczności i praw LGBTQ+ w strukturach paktu, w tym wojskowych.

Zorganizowała ją grupa pracowników pod nazwą „Proud @ NATO”, a uczestniczyła w niej ponad setka osób z personelu cywilnego i wojskowego sojuszu, a także delegacje z państw NATO.

Wziął w niej też udział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, który w swoim wystąpieniu podkreślił rolę przestrzegania w kadrach sojuszu zasady inkluzywności, także jeśli chodzi o orientację seksualną. „Każdy członek społeczności LGBTQ+ w NATO jest cennym naszego personelu i naszej rodziny. Różnorodność i inkluzywność leżą u podstaw tego, kim jesteśmy i co robimy”. I dodał, że osoby LGBTQ+ zawsze będą miały w nim sojusznika. Przypomniano też, że sojusz rozszerzył przywileje dla małżeństw na małżeństwa jednopłciowe już lipcu 2002 r.

Rozumiem, że gdy niektórzy politycy u władzy zauważą, że „tęczowa zaraza” już opanowała najważniejszy sojusz obronny świata, to śmiało zdecydują, że jedyną odpowiedzią jest wystąpienie z takiej występnej organizacji.