Jak uchronić się przed katastrofą klimatyczną i potraktować ją jako szansę?

Musimy sobie zdawać sprawę – a to nie do końca dla wszystkich jest w Polsce oczywiste – że Zielony Ład to nie jest kolejna polityka sektorowa. „Zielony wątek” będzie się przewijał przez wszystkie polityki – od transportu po opodatkowanie, od żywności po rolnictwo, od przemysłu po infrastrukturę.

Pozwoli on wesprzeć w ciągu następnego 10-lecia inwestycje o niewyobrażalnej wartości 1 tryliona euro.

Ten program jest tak szeroko zakrojony, że porównanie, jakie przychodzi mi do głowy, w sensie determinacji politycznej i środków na niego przeznaczonych, jest amerykański program kosmiczny w latach 60. i wysłanie pierwszego lotu na Księżyc.

Oni mieli o tyle łatwiej, że mogli to niejako „spersonalizować” przez pokazanie astronautów i Neila Armstronga jako „twarzy” projektu. Z Zielonym Ładem jest problem, że takiej jednej „twarzy” nie ma. Bo jest wspólna: obywatele, przedsiębiorcy, naukowcy, urzędnicy, przywódcy narodowi i europejscy – jesteśmy takim „zbiorowym Armstrongiem”.

W marcu Komisja Europejska złoży projekt pierwszego w historii europejskiego prawa klimatycznego. Jak powiedziała jej przewodnicząca Ursula von der Leyen: „Utoruje ono drogę do dalszych działań, z której nie będzie już odwrotu”.

Wielu w krajach takich jak Polska odbiera to jako zagrożenie. I to mnie najbardziej niepokoi: że ryzykujemy dalsze osłabianie naszej pozycji w Unii, broniąc archaicznej drogi rozwojowej poprzez kontynuację polityki węglowej. Gramy przy tym losem przyszłych pokoleń, które nie tylko będą skazane na utratę zdrowia, ale też stracą możliwość skorzystania z szans, jakie daje polityka klimatyczna dla powstania nowych przedsiębiorstw w zielonych sektorach. W następnej dekadzie w Europie jak dinozaury wyginą gałęzie przemysłu, które nie przyjmą reguł zielonego ładu jako obowiązujących.

Musimy odejść od węgla w ciągu 10-15 lat, ale transformacja energetyczna może być ścieżką dla modernizacji całej gospodarki, dać alternatywne zatrudnienie. W pięć-dziesięć lat można zmienić profil rozwojowy regionu na bardziej atrakcyjny. To też może być wartość dodana. Może być też czynnikiem pomocnym w wyjściu z pułapki średniego dochodu. Przecież ciągle szukamy koła zamachowego dla polskiej gospodarki.

Obawiam się, ze Polska nie ma żadnej strategii na dostosowanie się do tej zmiany paradygmatu gospodarczego, jaka zachodzi w Unii. Trochę przypominamy tych, którzy walczyli kiedyś z maszynami parowymi, uważali kolej za zagrożenie, samochody za diabelski wynalazek, a sami chcieli ciągle po ulicach jeździć konno. To anachronizm w czystej postaci.

Tymczasem Zielony Ład daje nam jedną na pokolenie szansę na wyjście z „węglowego piekła”, przejście na nowoczesne technologie, na powstanie nowych miejsc pracy w „zielonych” sektorach. Będzie temu towarzyszyła redukcja zdrowotnych kosztów „brudnego przemysłu”, w tym wykorzystanie odpadów w ramach „gospodarki obiegu zamkniętego”. Potrzeba ochrony klimatu stworzy nowe, wysoce zaawansowane technologie cyfrowe, które wygenerują nowe gałęzie gospodarki. Tak jak kiedyś wojsko stworzyło internet, II wojna światowa była, jak by na to nie patrzeć, ogromnym impulsem rozwojowym dla gospodarki amerykańskiej, tak teraz pokojowa konieczność uratowania planety może sprawić, że ta nasza Ziemia będzie nadal istnieć i stanie się lepsza do życia, z „czystą gospodarką”, skokowo rozwijającą się medycyną i szeroko dostępnymi rozwiązaniami cyfrowymi.

Musimy patrzeć na Zielony Ład w tej perspektywie – horyzontu wielkiej zmiany, lepszego życia dla nowych pokoleń.

Jak pokazuje fenomen Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, młodzi to rozumieją i nie boją się nadchodzącej zmiany.

My, starsze pokolenie, nie blokujmy ich nadziei, lecz otwórzmy im nowe możliwości realizacji ich marzeń. Tak aby nasza planeta była nadal ich planetą, a nie tylko spalonym pyłem w kosmosie.