Lekcja z brexitu: Nie ignorujmy kanarków!

To, co jest najbardziej niepokojącym trendem w obecnej polityce światowej, w tym europejskiej, to że na coraz bardziej masową skalę ulegamy politycznej szarlatanerii proponowanej nam przez populistów. Rozczarowani tym, że codzienna polityka wymaga wielu kompromisów, czy to w wymiarze narodowym, międzynarodowym, czy globalnym, stajemy się podatni na proste recepty proponowane przez polityków, którzy pragną dojść do władzy jak najszybciej, często na skróty, poprzez polityczną manipulację nastrojami wyborców i faktami. W dzisiejszym świecie przyspieszonych procesów globalizacyjnych, coraz większej niecierpliwości wyborców i generalnego zniechęcenia do polityki te często prostackie, populistyczne propozycje mają niespotykaną silę oddziaływania na zbiorową wyobraźnię.

Jeżeli kiedyś historycy będą studiować historię polityczną przełomu XX i XXI w., to jednym z klasycznych przykładów takiej masowej operacji manipulacyjnej dokonanej na wielkich grupach wyborców będzie na pewno brexit. Brexit nie zaczął się wtedy, gdy premier Cameron ogłosił referendum, które potem przegrał. Decyzja Camerona była tylko ostatnim ogniwem znacznie dłuższego ciągu wydarzeń. Powolne wsączanie retoryki antyeuropejskiej w świadomość Brytyjczyków rozpoczęło się znacznie wcześniej. Referendum było tylko zwieńczeniem długiego procesu zmiany nastawienia ludzi w kierunku nacjonalistycznym. Niebagatelną rolę odegrała tu tabloidowa prasa, cały koncern Ruperta Murdocha – który powinien być uznany za odpowiedzialnego za wywołanie histerii antyeuropejskiej, a potem dokonanie uproszczonego skojarzenia Unii z imigracją. Europa to imigracja – to było to ostateczne równanie, które przeważyło szalę zwycięstwa na stronę zwolenników brexitu.

Premier Cameron całkiem świadomie podjął tragiczną w skutkach, jak się teraz okazuje, decyzję o referendum, licząc na to, że zdrowy, brytyjski common sense w ostatecznym rezultacie przebije fake newsy i wszystko zostanie, jak było. Tymczasem „strategia” Camerona legła w gruzach.

Co wynika dla nas wszystkich z lekcji brexitu? Patrzyliśmy na to wydarzenie trochę tak, jakby to było tylko wydarzenie samoistne, jakby wyjęte z ram tego, co się działo w światowej i europejskiej polityce niejako podskórnie. Po referendalnym szoku powoli przyzwyczailiśmy się traktować brexit jako wewnętrzny problem brytyjskiej, często dziwnej polityki, taki trochę „wyspiarki fenomen”.

Ale to, co doprowadziło do brexitu, czyli wieloletnie karmienie opinii publicznej przez tabloidy antyeuropejską i nacjonalistyczną retoryką oraz wykreowanie masowej populistycznej wyobraźni, powinno być dla nas wszystkich, już wiele lat temu, takim przysłowiowym kanarkiem w kopalni, który ostrzega przed katastrofą. Usłyszeliśmy jednak jego głos dopiero, gdy zamilkł, bo stało się to, co jego śpiew przepowiadał: w czerwcu 2016 r., gdy referendum ostatecznie przypieczętowało na pokolenia fatalną decyzję polityczną premiera Camerona. Dostrzegliśmy za późno, że te procesy, które doprowadziły do brexitu, mogą rozwijać się, niekoniecznie w ścisłym związku z brytyjską specyfiką, ale też w innych kontekstach polityczno-kulturowych.

Brexit jako typ polityki, a nie jako konkretne wydarzenie, jest trochę tak jak kornik, który powoli niszczy to miejsce, gdzie się znajduje. Ma potencjał, raz zagnieżdżony, by prowadzić systematyczną pracę nad zniszczeniem sfery publicznej i ogołoceniem jej z racjonalności. A to oczywiście sprzyja przedostaniu się pseudoargumentacji populistów do głów obywateli, w których zostają osłabione mechanizmy odpornościowe.

Odłożone w czasie, mniej lub bardziej, efekty brexitu jako trendu w polityce będą przez długi czas jeszcze widoczne w Europie, ale też globalnie. Brexit, jako finalne zwieńczenie procesów specyficznie brytyjskich, okazał się poręczną torbą z narzędziami (manipulacją, kłamstwem, masową techniką dezinformacyjną) do osiągania celów politycznych w innych krajach poprzez zasiewanie niepokojów i lęków na masową skalę. Na nich można budować bezkarnie populistyczną narrację i rozgrywać swoje doraźne interesy kartą antyeuropejską. Brexit nie jako wydarzenie, ale jako trend polityczny – stał się Jokerem polityki światowej.

Joker w talii kart służy, jak wiadomo, do zastępowania każdej innej karty. I nieprzypadkowo jego wizerunkiem jest błazen.

Trend populistycznej polityki uprawianej w stylu brexitu też opiera się na wywoływaniu zamieszania w polityce europejskiej. Dowolny problem, zamiast poszukiwania wspólnych, często trudnych rozwiązań, można wymienić na inny. Bezrobocie czy spowolniony wzrost gospodarczy? Winna imigracja. Przestępczość, w tym gwałty dokonywane na kobietach? Winni uchodźcy. Zawsze jest Joker do wyciągnięcia z rękawa.

Ale taktyka brexitowa też jest uprawiana poza Europą. Według prezydenta Trumpa, gdy zbudujemy mur na granicy, wszystkie problemy rozwiążą się same.

Populizm istniał zawsze w takiej czy innej formie (Pierre Poujade, potem Le Pen we Francji, ruch natywistyczny w USA), ale były to zjawiska mniej czy bardziej błąkające się po marginesach prawdziwej polityki.

Dopiero brexit i cynizm polityków najwyższego szczebla, którzy go chcieli wykorzystać dla własnych celów, ośmielił innych, mniej dotąd skłonnych do podejmowania ryzykownych posunięć. Mam tylko nadzieję, że klinicznie pokazany efekt brexitu, który zobaczymy wkrótce, może przywróci trzeźwość umysłu tym politykom europejskim, którym jawił się on jako wyzwalające doświadczenie poczucia własnej sprawczości.

Za niecały miesiąc zobaczą na własne oczy, że to nie wyzwolenie, ale otchłań. Wierzę, że nie będą chcieli jednak zgotować takiego piekła swoim krajom. Chyba że życzą swoim współobywatelom bardzo źle. Nie ulegajmy politycznej szarlatanerii, bo ona tylko przyniesie szkody nam wszystkim. I nie zignorujmy po raz kolejny głosu kanarka ostrzegającego nas przed katastrofą!

I na koniec, do przemyślenia dla wszystkich polityków, cytat z Erazma z Rotterdamu: „Jeżeli roztropność polega na doświadczeniu, to komuż to przysługuje zaszczyt jej tytułu, czy mądremu, który bądź to z poczucia wstydu, bądź to z nieśmiałości do niczego się nie bierze, czy głupiemu, którego od niczego nie odstrasza ani wstyd, bo go nie ma, ani niebezpieczeństwo, bo się go nie domyśla?”.