Na drodze do polexitu?
Środki unijne są pewną formą „wiarygodnościowej waluty”. Są świadectwem zaufania wobec otrzymującego je państwa członkowskiego.
Są dowodem zaufania co do sprawności jego instytucji, wiarygodności jego politycznego przywództwa, stabilności politycznej i makroekonomicznej, zdolności tego państwa do funkcjonowania na wspólnym rynku i przestrzegania wspólnych wartości.
Jeżeli tej wiarygodności nie ma, słabnie zaufanie inwestorów i napływ kapitału, słabną więzy z partnerami z UE.
Myślę, że rząd polski nie zdawał sobie do tej pory sprawy z powagi sytuacji i myślał, że może „przeczekać gniew” Brukseli. Traktował wszystkie dotychczasowe ostrzeżenia jako pewną reakcję emocjonalną, wyraz „nadmiernej ekspresji Brukseli”, a nie rzeczywistych zamiarów.
Po raz kolejny trzy tygodnie temu przewodnicząca Komisji Europejskiej powtórzyła, że warunkiem transferu funduszy jest przywrócenie prawa Polaków do bezstronnych sądów. Po raz kolejny jej słowa zostały zlekceważone.
A były to słowa ważne. Przypomniała, że instytucja, którą kieruje, jest strażnikiem traktatów, ma obowiązek i prawne narzędzia, aby stać na ich straży.
Polski rząd, przyzwyczajony, że prawo, umowy, traktaty, zobowiązania międzynarodowe można łamać bezkarnie, być może nawet nie rozumie wagi tych słów. Już jakiś czas temu pogodził się z tym, że nie dostaniemy funduszy z Krajowego Planu Odbudowy. Natomiast nie sądził, mam wrażenie, że zagrożone staną się także fundusze związane z polityką spójności.
Padły szokujące słowa z ust jednego z urzędników: „Niewypłacanie środków przez KE, które należą się Polakom, to przywłaszczenie naszych pieniędzy, innymi słowy – to zwykła kradzież”. Każdy pretekst do zaostrzania kursu wobec Unii jest wykorzystywany. Polityka potrząsania szabelką jest jednak nie tylko nieskuteczna, ale i bardzo kosztowna.
Rząd z uporem lekceważy argumenty unijnego partnera, uprawia magiczne myślenie. Nie żyjemy jednak w krainie Harry’ego Pottera, nie mamy czarodziejskiej różdżki. Warunki uzyskania funduszy są takie same dla wszystkich 27 państw członkowskich. Jako pieniądze publiczne fundusze zawsze były i zawsze będą uwarunkowane przestrzeganiem prawa, a Komisja Europejska nie zmierza do obalenia obecnego rządu ani też, wbrew temu, co mówi prezydent, nie chce wpłynąć na wolność wyborów w Polsce. Po prostu przestrzeganie traktatów i wypełnianie zobowiązań członkowskich jest nienaruszalnym fundamentem Unii.
Niezrozumienie tego to nie tylko błąd epistemologiczny, ale monumentalny błąd strategiczny. Myślę, że dyskwalifikuje rządzących.
Niestety rząd stał się zakładnikiem, na własne niejako życzenie, grupy ekstremistów politycznych z mikroskopijnej partyjki. Kalkulacje w politycznie ubezwłasnowolnionym rządzie i partii rządzącej biorą górę nad interesem Polaków – to trzeba jasno powiedzieć.
Uderzanie w Niemcy i w UE jako ekspozyturę niemieckich interesów jest nieodpowiedzialnością polityczną, która wychodzi z rozmachem poza skalę normatywnych zachowań politycznych i interes Polaków.
Jest też czymś gorszącym, iż prezes NBP przyjął na siebie rolę „oświeconego autokraty” w relacji do Rady Polityki Pieniężnej. Rada, a przynajmniej część jej członków, chce być rzeczywistym organem, realizującym spoczywającą na niej konstytucyjną odpowiedzialność. To niesłychane, że prezes grozi „nieposłusznym” członkom RPP prokuraturą.
To wszystko razem sprawia, że powraca problem polexitu. Do tej pory mówiliśmy o wyjściu Polski ze strefy wspólnych wartości UE. Rządzący liczyli, że Unię można opuścić relatywnie bezkosztowo, w sposób pełzający. Zakładali, że Unia dalej będzie bankomatem, bez zobowiązań ze strony Polski. Teraz jednak widzą, że istnieją realne konsekwencje podejmowanych decyzji. Pewnie za chwilę wróci narracja o zaniechaniu wpłacania składki do unijnego budżetu.
Obawiam się, że weszliśmy na bardzo zdradliwą ścieżkę. Rządzący stąpają po cieniutkim lodzie, który lada moment może się załamać. Problem, że nie tylko pod rządzącymi, ale pod nami wszystkimi. W obecnej sytuacji geopolitycznej nazywanie Unii bestią jest nie tylko strategiczną głupotą, jest niszczeniem naszej przyszłości.