Unia w kolorze żółto-niebieskim

Coroczne orędzie o stanie Unii przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen wygłosiła na forum Parlamentu Europejskiego ubrana w zestaw w kolorach ukraińskiej flagi.

Jak wiadomo, symbolika – również kolorystyczna – ma wielkie, choć nie zawsze doceniane znaczenie w polityce. I trudno o dobitniejszy dowód na to, że wojna w Ukrainie „zabarwia” na nowo Unię. Kolor żółto-niebieski staje się kolorem nadziei dla Europy. Kiedyś takim kolorem był biało-czerwony, ale niestety już nie jest…

Specjalną gościnią przewodniczącej była Ołena Zełeńska. Obecność żony prezydenta kraju walczącego o wolność również w imię wartości europejskich była dodatkowym elementem wzmacniającym przekaz Ursuli von der Leyen. A jego motywem przewodnim było jedno słowo, które jak nić łączyło całe przemówienie: jedność.

Jedność, która w obliczu agresji Rosji na Ukrainę oraz kryzysu energetycznego nie może być tylko ładnie brzmiącym hasłem, które szybko może stać się frazesem. Szczególnie teraz, gdy utrzymanie tej jedności jest niezwykle trudne. Z powodu czasem rzeczywistej, ale częściej wymyślonej sprzeczności interesów narodowych, artykułowanej coraz mocniej przez eurosceptyków oraz wręcz rozbijackiej aktywności niektórych państw, apel o jedność nabrał politycznej mięsistości, której w spokojniejszych czasach mogło mu brakować.

Jak zauważyła przewodnicząca: „Czeka nas trudna próba. Próba, na którą wystawiają nas ci, którzy chcą wykorzystać wszelkie podziały między nami”. I dalej: „To wojna o naszą energię, naszą gospodarkę, nasze wartości; walka o naszą przyszłość. Walka autokracji z demokracją”.

Przewodnicząca wyraźnie nakreśliła linie podziału i nikt nie może się tłumaczyć, że tego przesłania nie zrozumiał, bądź udawać, że go nie usłyszał.

Jest oczywiste, i trzeba to jasno powiedzieć, że wszyscy ci, którzy tej próbie nie sprostają, okażą się, dobrowolnie lub mimowolnie, tymi, których kiedyś nazywało się trafnie „pożytecznymi idiotami”: Kremla lub innych miejsc niespecjalnie przychylnych Europie.

Przewodnicząca przyznała, że „powinniśmy byli słuchać tych, którzy znają Putina, mieli z nim do czynienia w przeszłości”. I tu obok krajów bałtyckich i państw Europy Środkowo-Wschodniej wspomniała też Polskę. Ta nasza wiedza i doświadczenie mogłyby być teraz bezcennym kapitałem naszej ojczyzny wpisanej w kontekst wspólnej polityki europejskiej.

Ale niestety ten kapitał został koncertowo roztrwoniony przez ekipę rządzącą, na szkodę Europy, ale przede wszystkim nas, Polek i Polaków. Wydaje się, że myślą przewodnią tej ekipy i partii rządzącej jest: „na złość mamie odmrożę sobie uszy”.

I niech nas nie zwiedzie to, że istnieją w tzw. koalicji konflikty, napięcia, kłótnie wewnętrzne. Wszyscy rządzący są odpowiedzialni za to, że nie mamy KPO. I jeżeli jeden z posłów do Parlamentu Europejskiego w rozmowie z komisarzem UE pyta o to, jak formalnie wygląda procedura rezygnacji z KPO, to jest to działanie zupełnie niezrozumiałe, poza kontekstem politycznego zaczadzenia lub tego, co można nazwać „mądrością inaczej”.

Pięknym akcentem kończącym przemówienie przewodniczącej von der Leyen było przedstawienie Agnieszki i Magdaleny, dwóch naszych rodaczek, które były wolontariuszkami „pierwszej godziny”, gdy do Warszawy napłynęła pierwsza fala uchodźców i (głównie) uchodźczyń z Ukrainy.

To takie osoby jak one sprawiają, mam nadzieję, że biało-czerwony jeszcze nie całkiem wypłowiał jako kolor, który będzie znów, wspólnie z barwami żółto-niebieskimi, kolorem nadziei dla Europy…