Wielki Rechot

Kilka dni już minęło, ale nie mogę zapomnieć reakcji sali w jednym z polskich miast na wywody pewnego polityka o biologii i płci. Celowo nie podaję nazwiska tego polityka. I tak wiemy, o kim mówimy, a nie tyle chodzi mi o postawę i retorykę tego, kto mówi, ile o postawę tych, którzy słuchają.

W odpowiedzi na drwiny z osób transpłciowych ze strony sali usłyszeliśmy rechocik. To nawet nie był jakiś donośny rechot, ale właśnie taki rechocik, nasz, przaśny, chyba mający pokryć jednak pewne zażenowanie. Czy znalazł się ktoś odważny na tyle, aby się nie zaśmiać? Bo na pewno nie znalazł się nikt, kto by wstał i głośno zaprotestował albo po prostu wyszedł. W takich momentach, krótkich, epizodycznych – widzimy, jak tworzy się mentalność totalitarna od najniższego szczebla.

Przecież naprawdę nie trzeba nieprawdopodobnej odwagi, żeby okazać w takiej sytuacji niezgodę na to, co się słyszy.

Nikogo by prawdopodobnie za to nie skazano ani nie groziłaby zsyłka do Gułagu. Co najwyżej brak miejsca biorącego na liście do rady dzielnicy, miasta czy powiatu. Za cenę uratowania honoru swojej „małej ojczyzny”. Ale nikt się nie zdobył na taki gest. Tylko był ten niepewny rechocik.

Problem w tym, że suma takich małych rechocików, w różnych miejscach, takie mentalne przyzwolenie na nieprzyzwoite zachowania polityczne tworzy jeden Wielki Rechot w polskiej polityce.

Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że polski rząd nie zrealizuje wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, nakazującego wypłatę zadośćuczynienia dwojgu sędziom za to, że pozbawiono ich prawa do sądu gwarantowanego przez art. 6 konwencji praw człowieka. Władza śmieje się w twarz światu, nam, obywatelom, oraz zobowiązaniom międzynarodowym, które sama na siebie przyjęła. Rozlega się Wielki Rechot radości, jak to znów ograliśmy Europę. Ten rechot, będący wyrazem poczucia bezkarności, nie bierze się znikąd. Jest tylko napompowaną samozadowoleniem wersją tych rechocików w poszczególnych miastach i miasteczkach, które nawiedza ceremonialnie Władza.

Jak pisał Leszek Kołakowski: „Być oszukanym w polityce nie jest usprawiedliwieniem, niekiedy jest takim samym przestępstwem jak oszukiwać samemu”.

Obawiam się, że jesteśmy obecnie w polskiej polityce na tym etapie, że dajemy się oszukiwać sprawnym manipulatorom emocjami. Ale, jak pisze znakomity filozof, to nas nie usprawiedliwia.

Bo akceptując Wielki Rechot, niszczymy tkankę demokracji i pozbywamy się odpowiedzialności za przyszłość naszej Ojczyzny. Ojczyzny, której imienia ta władza tak bezwstydnie nadużywa.