Jak rozmawiać o integracji Ukrainy

Gdy mówimy o wejściu Ukrainy do Unii, to w istocie mówimy o dwóch rzeczach, podobnych, ale nie identycznych: o integracji Ukrainy jako państwa i o integracji uchodźców z Ukrainy.

Odpowiedź na to pierwsze pytanie powinna być z natury wspólnotowa, unijna. Narracja powinna się koncentrować wokół niekwestionowanej europejskości państwa ukraińskiego. Państwa, które gdy zostało napadnięte, było na drodze demokratycznych reform. Należy podkreślać, że opór wobec agresji pokazał determinację obywateli Ukrainy w dążeniu do wolności. Trzeba też przypominać okres Majdanu jako konstytutywnego momentu, kiedy ugruntowała się proeuropejska orientacja Ukrainy.

I oczywiście ważny jest strategiczny walor Ukrainy jako zapory przeciw imperialistycznym dążeniom Rosji, a także państwa, które może stać się gospodarczą wartością dodaną dla gospodarki europejskiej, szczególnie jeśli chodzi o element rynku żywności. Trzeba też mówić o wymiarze demograficznym – zintegrowanie Ukrainy z europejskim rynkiem pracy może być istotnym elementem walki z tym kryzysem.

Natomiast jeżeli chodzi o integrację Ukraińców w Europie, to tu narracje muszą być bardziej zlokalizowane, w odpowiedzi na konkretne warunki państw przyjmujących, ich sytuację imigracyjną, liczbę uchodźców, istnienie bądź brak polityki imigracyjnej i podejście społeczne do uchodźców i migracji generalnie.

Na pewno państwa, które mają przemyślaną politykę imigracyjną, mogą łatwiej zaabsorbować Ukraińców w perspektywie długofalowej i szybciej dostosować system edukacyjny i rynek pracy do nowych  potrzeb.

Kraje, które przyjęły najwięcej uchodźców, a więc Polska, Rumunia, Mołdawia, są akurat tymi, które takiej polityki nie mają i będzie im znacznie trudniej. Tym bardziej że nie mają też zintegrowanej infrastruktury opieki nad uchodźcami i wypracowanej ścieżki integracyjnej.

W Polsce ta uchodźcza narracja koncentruje się na razie na aspekcie współczucia dla ofiar wojny. I jest to narracja w dużej mierze oddolna, obywatelska, którą państwo podjęło i przedstawiło jako swoją. Ale ze strony państwa była to raczej imitacja dyskursu oddolnego, gdy doceniło jego siłę – a również potencjał w tym, że społeczeństwo obywatelskie przejęło spontanicznie wiele z tych ról, które powinno wykonywać właśnie państwo w sytuacji nadzwyczajnej. Działanie społeczeństwa dało państwu alibi – i to jest słaby punkt tej początkowej narracji. Teraz narracja ta powinna się zmienić, nie bazując tylko na emocjach, ale na przekształceniu problemu integracji w problem polityczny, który powinni rozwiązać rządzący.

Wiemy, że po pewnym czasie może się pojawić swoisty „backlash” – nie tylko w Polsce – w stosunku do imigracji ukraińskiej. W Polsce już to widzimy w internecie, gdzie pojawiają się ksenofobiczne wypowiedzi, narzekanie na rzekome „uprzywilejowanie” Ukraińców. Trzeba mocno kontrować tę narrację o roszczeniowości Ukraińców, również wykorzystując internet, i budować takie narracje, które mogą stać się wiralami i „spychać” te o proweniencji często dezinformacyjnej.

Rozmawiając o integracji uchodźców, nie możemy się zatrzymać tylko na etapie „pomagamy i jesteśmy super”, bo ona po pewnym czasie się wyczerpie, szczególnie jeśli zaczną się rzeczywiste problemy w systemie szkolnym czy na rynku pracy. Dlatego musimy ją zastąpić konkretną rozmową o włączaniu Ukraińców, a głównie Ukrainek, bo to one, wraz z dziećmi, stanowią gros fali uchodźczej, w nasze życie społeczne. Powinno to też dotyczyć wymiaru politycznego, np. prawa głosu w wyborach samorządowych.

Przy takiej liczebności uchodźczej imigracji, szczególnie gdy optymizm w sprawie rychłego końca wojny i szczęśliwych powrotów do domu jest słabo uzasadniony, nie jest ona już tylko krótkofalowym wyzwaniem humanitarnym, ale kwestią polityczną i obywatelską.

Jak powiedział mądry Francis Bacon: „Jest to bowiem sekret przyrody i polityki, że bezpiecznie jest zmieniać nieraz wiele mniejszych rzeczy niż jedną wielką”. Również polskie społeczeństwo nie zmieni się w momencie, gdy tę prawdę wypowiemy. Będzie się zmieniało zgodnie ze swoim rytmem, akceptując krok po kroku, poprzez wiele z tych „mniejszych rzeczy”, tę jedną większą prawdę, że staliśmy się w bardzo krótkim czasie społeczeństwem praktycznie dwukulturowym.

I to będzie musiało znaleźć odzwierciedlenie nie tylko w naszej gospodarce i edukacji, co już się dzieje, ale także w naszej mentalności. I tu potrzebujemy elit politycznych jako sojusznika tej nieuchronnej zmiany.

Elity obecnie rządzące, bojące się „wielokulturowości” jak ognia i nastawiające dotąd społeczeństwo w kierunku antyimigranckim, nie mogą dłużej chować głowy w piasek i udawać, że gdy napływ Ukraińców się skończy, to wszystko znów będzie, jak było.

Nie będzie.

Historia, nie po raz pierwszy, mówi tym, którzy rządzą Polską: „sprawdzam”. I wycofanie się do mentalnych Zaleszczyk nie jest odpowiedzią godną polskiej historii.