Trzymajmy się Europy

Chciałabym wrócić na chwilę do tej bezprecedensowej katastrofy, jaką był szczyt Putin-Trump. Spektakl w Helsinkach musiał być gorszący dla każdego, kto ciągle wierzy w Amerykę jako symbol wolnego świata i lidera Zachodu.

Szczególnie jeśli zestawimy potulną postawę uległości prezydenta Stanów Zjednoczonych wobec prezydenta Rosji z jego wcześniejszym pokazem buty i lekceważenia dla najbliższych sojuszników Ameryki. Prezydent Stanów Zjednoczonych pokazał się już wcześniej jako ktoś, kto nie jest przyjacielem Europy, Unii Europejskiej ani NATO. W Helsinkach okazało się, że nie jest również przyjacielem własnego kraju, nad którego interesy przedkłada własny interes.

Mimo całej tromtadracji werbalnej w innych kontekstach pozwolił przejąć całą inicjatywę prezydentowi Putinowi, który wczuł się w rolę gospodarza, wyjął z rękawa parę kagiebowskich tricków, na które prezydent Trump dał się złapać.

Zaskakująca dla mnie była bezradność polskich władz w ocenie szczytu. Brak jakiejkolwiek próby oceny krytycznej. Z ust ministra spraw zagranicznych padały słowa typu „Polska spokojnie się temu przygląda”. Wyrażano nadzieję, że będą to dobre rozmowy. Mówiono, że musimy poczekać na rezultaty. Padły słowa: „Życzylibyśmy sobie, żeby prezydent Trump potwierdził integralność terytorialną Ukrainy”. To pokazuje skalę bezradności.

Polska nie ma żadnej siły, aby przekonać prezydenta Trumpa do czegoś, co jest naszą racją stanu. Ciekawe również, że polskie władze są ślepe na zachowania Trumpa wobec NATO. Gdy Trump dezintegruje jedność NATO, polski minister zastanawia się poważnie nad tym, co by było, gdyby państwa spełniające zobowiązanie 2 proc., w tym Polska, zaproponowały koncepcję „NATO pierwszej prędkości”. Z własnym budżetem, spotkaniami, zakupami. To jakby próba podpięcia się do „rozbijackiej” agendy Trumpa. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy izolowani w Unii. Trzymanie się klamki Trumpa to niewiedza, naiwność, rozpaczliwa obrona tego, że obecne władze postawiły na jedną trumpowską kartę.