Gejmczendżer. Ukraina zwycięży!

Piszę ten tekst dzień przed rocznicą rosyjskiej inwazji na Ukrainę, kilka dni po wizycie prezydenta Bidena w Kijowie i po jego wizycie w Warszawie. Myślę, że ta nieoczekiwana wizyta w stolicy Ukrainy była czymś naprawdę historycznym.

Czasami nadużywamy terminu „gejmczendżer”, ale myślę, że to, co się zdarzyło w Kijowie, naprawdę zasługuje na to określenie.

Nie mogła być jaśniej pokazana determinacja Stanów Zjednoczonych niż wizyta ich prezydenta w stolicy Ukrainy w stanie wojny, narażającego nawet własne bezpieczeństwo, by pokazać, że wolny świat jest naprawdę zaangażowany w to, by Ukraina wygrała wojnę. To, co robią prezydenci USA, naprawdę ma moc zmiany historii. Ronald Reagan powiedział Gorbaczowowi: „Panie Gorbaczow, niech pan zburzy ten mur”. Wtedy wydawało się to retoryką, politycznym zagraniem. Ale tak się stało. Mur upadł.

A w swoim przemówieniu w Warszawie, przybywszy prosto z Kijowa, prezydent Biden powiedział: „Rok temu świat stanął już przed wizją upadku Kijowa, ale ja stamtąd właśnie wróciłem i mogę powiedzieć: Kijów się trzyma, Kijów dumnie się trzyma! Wysoko niesie głowę, a przede wszystkim jest wolny”. A później dodał: „Zagrożenie było proste i bardzo wielkie: czy będziemy silni, czy odwrócimy wzrok, czy będziemy zjednoczeni jak sojusznicy. Rok później znamy odpowiedź: jesteśmy mocni i zjednoczeni, a świat nie odwrócił wzroku”.

I myślę, że te słowa będą mieć podobny efekt jak te wypowiedziane przez prezydenta Reagana przed Bramą Brandenburską. Wizyta Joe Bidena w Kijowie i Warszawie nadała nowe momentum wysiłkom, jakie kolektywnie rozumiany „Zachód” podjął w minionym roku.

Bo świat faktycznie nie odwrócił wzroku. Raczej można powiedzieć, że spojrzał na Ukrainę na nowo. Unia Europejska i NATO zmobilizowały wszystkie możliwe zasoby: finansowe, militarne, także wolę polityczną, na niespotykaną dotąd skalę. Szybko dostrzegliśmy, że sprawa Ukrainy jest też naszą sprawą, i że musimy wspierać Ukraińców w ich walce nie tylko o życie, ale także o przyszłość.

Ukraińcy są całkiem precyzyjni, jeśli chodzi o ich cele: najpierw chcą pokonać agresora, a potem stać się pełnoprawnymi członkami wspólnoty wolnych i demokratycznych narodów. I odpowiedzieliśmy tak, jak należało: akceptując wniosek Ukrainy o przyjęcie do UE i udzielając masywnego wsparcia Sojuszu Północnoatlantyckiego w ich nierównym starciu z wrogiem, tak aby wyrównać szanse i umożliwić zwycięstwo.

Prezydent Biden w swoim warszawskim przemówieniu powiedział też: „UE i państwa członkowskie zwiększyły z bezprecedensowym zaangażowaniem swoją pomoc na rzecz Ukrainy, nie tylko tę w zakresie bezpieczeństwa, ale też pomoc ekonomiczną, humanitarną i inną”. I to jest bardzo ważne oświadczenie. Odzwierciedla to, że w tym piekielnym piecu wojny wykuła się nowa, silniejsza niż kiedykolwiek jedność państw demokratycznych.

Po zakończeniu zimnej wojny wielu komentatorów, ale także polityków, myślało i mówiło, że pojęcie „wolnego świata” stało się anachroniczne i powinno zniknąć ze słownika polityki międzynarodowej.

Ale teraz widzimy, że „wolny świat” naprawdę coś znaczy. Ukraińcy aspirują, odważnie i wytrwale, aby stać się jego częścią. I myślę, że nadejdzie też czas, szybciej czy później, że nowa, demokratyczna Rosja również dołączy do naszego wspólnego wolnego świata.

Ale na razie, w rocznicę napaści na Ukrainę, połączmy się wszyscy nadzieją, że Ukraina zwycięży. I będzie to zwycięstwo nas wszystkich, którzy wspieramy ją w oporze wobec brutalnej agresji.