Solidarność przeciwko ogłupianiu
Bardzo często w dyskursie prawicowym o uchodźcach słyszymy, że „jeżeli tak chcecie ich wpuszczać, to przyjmijcie ich do siebie”. To ma być „argument” zamykający sprawę. Bo dla tych, którzy go używają, jest oczywiste, że nikt uchodźcy do swojego domu przyjąć by nie chciał. Oni na pewno nie.
Jak mówił Wittgenstein, „granice mojego języka wskazują granice mojego świata”.
W świecie antyuchodźczego dyskursu jest niepojęte, że ktoś chciałby otworzyć swój dom dla tzw. Obcych, dla ludzi z innych światów niż te, które są znane i oswojone.
Nawet gdy używane jest w miarę neutralne zdanie o „ludziach z innego kręgu kulturowego”, to ma to wydźwięk ksenofobiczny. Bo „krąg kulturowy” jest tu ściśle ograniczony do tych, którzy akceptują tylko ten świat, jaki znają: patriarchalny, oparty na dominacji białych, heteroseksualnych mężczyzn, z kobietami jako „podręcznymi” i ludźmi innych ras niewytwarzającymi żadnej prawdziwej kultury, a więc zbędnymi albo przynajmniej niewidocznymi w przestrzeni społecznej. A na pewno nie traktowanymi na zasadzie równości wobec prawa.
Nasze społeczeństwo jest bombardowane propagandą antyuchodźczą, szczególnie intensywnie w 2015 r. i teraz. Ona sprawia, że nasze postrzeganie etyczne innych ludzi systematycznie się zawęża.
Można postawić tezę, że słynne zdanie prezydenta Dudy o LGBT jako nie ludziach, ale ideologii, nie byłoby możliwe, gdyby nie wcześniejsze mówienie o imigrantach jako nosicielach pasożytów i pierwotniaków. Dyskurs antyuchodźczy zalegitymizował inne formy nienawiści wobec innych grup społecznych oraz przeciwników politycznych.
Z tego zatrutego źródła czerpią wszyscy ci, którzy nienawidzą innych ludzi, kobiet, wolności, rządów prawa, opozycji. Liczba mutacji dyskursu nienawiści jest nieskończona.
Dlatego tak ważne dla naszego zdrowia społecznego jest, aby pokazać tych, którzy starają się ten proces zatrzymać, właśnie u źródła, nie poprzez słowa, ale poprzez czyn, dając osobiste świadectwo i czyniąc coś dla wielu niewyobrażalnego, czyli otwierając swój dom dla uchodźców. Tak zrobił Maciej Stuhr z żoną. Warto ten wywiad z nimi przeczytać.
Ważne jest tam też świadectwo pani Madiny, Czeczenki, którą przyjęli wraz z rodziną pod swój dach. Mówi ona o państwu Stuhrach: „Pamiętam, że gdy chciano deportować mnie i dzieci, Maciej mnie objął i powiedział: Madina, jesteś dla mnie jak siostra. I tak się czuję, kiedy jestem z nimi – jak rodzina. Są prawdziwymi przyjaciółmi. Chciałabym, żeby wiedzieli, że tak samo
mogą liczyć na mnie”.
I tylko taka międzyludzka solidarność, jak również rozumienie „rodziny” jako pojęcia inkluzywnego, wbrew ograniczającemu, nacechowanemu ideologicznie językowi, poszerza granice naszego świata.
I ta solidarność też jest narzędziem, które nie pozwala się nam dać ogłupić przez nienawistną propagandę skierowaną przeciwko innym ludziom: uchodźcom, kobietom, osobom LGBT czy w ogóle ludziom myślącym inaczej.
Solidarność przeciwko ogłupianiu i przeciwko politycznemu zaczadzeniu to potrzeba naszego czasu.