Uwolnijmy Europę i Polskę od politycznego ekstremizmu!

Pamięci Pawła Adamowicza.

W Gdańsku, mieście będącym symbolem solidarności, wolności i otwarcia na świat, zamordowany został jego Prezydent. Gdy piszę to zdanie, sama jego treść wydaje mi się absurdalna i nieprawdopodobna. Ale to niestety naprawdę się zdarzyło.

Zamordowano włodarza miasta, ale przede wszystkim Człowieka. Warto to przypomnieć, bo śp. Paweł Adamowicz był osobą publiczną, której przez ostatnie lata bezkarnie odbierano godność osobistą jako przeciwnikowi politycznemu. A że był to przeciwnik mocny, mający silne poparcie w swoim mieście i regionie, dlatego nie przebierano w środkach, aby zszargać jego reputację i unurzać w błocie. Z nadzieją, że a nuż coś się przyklei? Mamy w Polsce wielu wspaniałych ludzi w zbliżonej politycznej kategorii wagowej, m.in. takich jak Donald Tusk, Andrzej Rzepliński, Małgorzata Gersdorf czy Jurek Owsiak. Oni wszyscy stali się obiektami systematycznego linczu medialnego.

Doszliśmy do takiego punktu w polskiej polityce, w której strategią na przywiązanie do siebie elektoratu stało się odczłowieczanie przeciwnika politycznego, opozycji czy też całych grup społecznych, takich jak sędziowie, obywatele protestujący przeciw nadużyciom władzy albo najłatwiejsi do prostackiego atakowania uchodźcy czy imigranci. To, co kiedyś było domeną ściekowych i marginalnych stron internetowych, stało się mainstreamowym dyskursem politycznym.

„Kanalie, mordy zdradzieckie, pasożyty, nosiciele pierwotniaków, komuniści, złodzieje, Targowica, zakamuflowana opcja niemiecka, nadzwyczajna kasta” – to tylko próbka inwencji twórczej w dehumanizacji Innego. Nieustająca nagonka na sędziów, grożenie „dekoncentracją”, czyli inaczej mówiąc przejęciem niezależnych od władzy mediów. Uczynienie z mediów publicznych wielkiego ścieku, z którego nieustannie płynie rzeka pomówień wobec „totalnej opozycji” czy ruchów obywatelskich, w których dostrzega się złowrogą rękę George’a Sorosa (co ma uruchamiać „właściwy” mechanizm skojarzeń: ach tak, to przecież ten żydowski bankier).

Posłanka partii rządzącej nazywa flagę Unii Europejskiej „szmatą”. Na Marszach Niepodległości regularnie pali się tę flagę bądź wyciera o nią buty i krzyczy: „Śmierć wrogom Ojczyzny”. W Gdańsku i innych miastach butni młodzianie wystawiają „akty zgonu” politykom takim jak Paweł Adamowicz, a w Katowicach wieszają na szubienicy portrety „niepatriotycznych” europosłów, nazywając to „happeningiem”. Reakcją prokuratury jest albo umarzanie śledztwa z powodu „znikomej szkodliwości społecznej” (to właśnie spotkało Prezydenta Adamowicza, który był ofiarą takiego „aktu zgonu”), albo nienadawanie sprawie biegu. No bo młodzież prawicowa musi się wyszumieć – inaczej może poszłaby i wzięła szturmem siedzibę partii rządzącej.

Nominacja rządowa dla czołowego krzykacza tzw. ruchu narodowego, przemarsze ONR pod ochroną policji. Plus, niejako na deser, niszczenie niezależnych instytucji kultury: teatrów, muzeów, odbieranie praw kobietom, dopuszczenie do stanowienia prawa takich organizacji jak Ordo Iuris, powiązanych z najbardziej ekstremistycznymi, prorosyjskimi organizacjami fundamentalistycznymi (pisało o tym niedawno OKO.press).

To w takiej atmosferze 13 stycznia na targu Węglowym w Gdańsku wszedł na scenę podczas finału Wielkiej Orkiestry świątecznej Pomocy (hejtowanej przez prorządowe media, ostatnio w obrzydliwej formie tzw. plastusiów) człowiek z zaburzeniami psychicznymi, który dopiero co opuścił więzienie i krzycząc o „torturowaniu” go przez Platformę Obywatelską uderzył prosto w serce tego, kogo uważał za winnego swoich nieszczęść: Pawła Adamowicza.

I nie jestem w stanie, jako osoba racjonalna i obserwatorka rzeczywistości, przyjąć do wiadomości, że wybrane przez sprawcę miejsce, czas i jego „usprawiedliwienie” nie miało nic wspólnego z tym, co zobaczył i usłyszał wokół siebie, gdy opuścił więzienie. Nagonki, mowę nienawiści, lżenie ludzi.

Powstaje nawet pytanie – na które nie znam odpowiedzi – o to, do jakich materiałów informacyjnych więźniowie mają dostęp, gdy odbywają karę, jakie stacje telewizyjne są w stanie oglądać i jaka prasa do nich dociera.

Bo oto dokładnie w dniu, w którym zmarł Prezydent Gdańska, ukazały się numery dwóch opiniotwórczych tygodników prawicowych z wymownymi okładkami:Nikt mi nie wmówi, że takie podprogowe oddziaływanie na świadomość ludzką nie ma miejsca. Patrzenie na takie obrazki i czytanie zawartych w numerach tekstów tzw. tożsamościowych nie jest obojętne dla stanu naszego zdrowia psychicznego. Nawet jeżeli nie jesteśmy „paranoidalnymi schizofrenikami”, jakim jest podobno sprawca zabójstwa Adamowicza, jak to z wielką fachowością zdiagnozowały media publiczne.

Wiele złych słów pada w polityce – ludzie racjonalni, nawet w stanie podwyższonej negatywnej percepcji świata, są w stanie oddzielić propagandę od rzeczywistości – choć to oczywiście nie usprawiedliwia w żadnym sensie twórców tej propagandy. Człowiek, który przez dłuższy czas był izolowany i zderza się z monolitycznym dyskursem pełnym nienawiści, jest wobec niego praktycznie bezbronny. Bo dla niego to nie jest jakaś sztuczna rzeczywistość, on ją przyjmuje dosłownie. Jeżeli słyszy „śmierć wrogom Ojczyzny”, to jest duża szansa, że weźmie te słowa dosłownie, jako wezwanie do działania.

Jakkolwiek więc prawnie tego czynu nie da się zakwalifikować jako dokonanego z przyczyn politycznych, to nie jest tak, że doszło do niego w politycznej próżni. I nie możemy uciekać od tego faktu w uleganie zbiorowej amnezji typu „ciszej nad tą trumną”. Nie, jej widok, tak absurdalny i niepotrzebny, powinien wywołać w nas złość i niezgodę na to, co dzieje się w polskiej polityce, w polskiej moralności publicznej. Powinien uświadomić nam, że tak dalej być nie może. Musimy polską politykę zmienić wspólnie. Musimy jasno i głośno dać do zrozumienia, że nie poddamy się szantażowi retorycznemu ekstremistów hasających po scenie politycznej, niezależnie od tego, czy są w rządzie, czy poza nim.

Tak, powinniśmy jasno powiedzieć, jako partie polityczne i jako społeczeństwo obywatelskie, że jesteśmy „totalną opozycją” wobec tego, co się dzieje. To nie jest powód do wstydu, ale powód do dumy.

Polska demokracja została zaatakowana w sposób totalny i musimy ją też w taki sam sposób obronić. Na wszystkich frontach. Musimy bronić liberalnych polityków, takich, jakim był Paweł. Musimy bronić wolnych mediów, musimy bronić obywateli takich jak Władysław Frasyniuk, Klementyna Suchanow czy Paweł Kasprzak. Musimy bronić niezależnych sędziów.

Rząd nieustannie przypomina nam, że „Polska jest krajem bezpiecznym”. Chodziło głównie zawsze o to, że bezpiecznym od „islamskich imigrantów”. Ale to nie wyczerpuje w żaden sposób definicji bezpieczeństwa. I teraz nadszedł czas, gdy powinniśmy powiedzieć „sprawdzam” wobec polskich władz. Bo to na nich spoczywa obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa Polkom i Polakom, tak, również tym, których uważa się za „gorszy sort” czy Targowicę.

Bezpieczeństwo to też szereg działań, które sprawią, że przestrzeń publiczna będzie wolna od ekstremizmu. W tym celu powinniśmy domagać się od ministra Ziobry przedstawienia ustawy penalizującej mowę nienawiści i walkę z nią. Mamy też prawo oczekiwać, że przestanie się traktować wyczyny prawicowych bojówek z przymrużeniem oka, jako happeningów. Sama byłam ofiarą, wraz kolegami z Parlamentu Europejskiego, takiego „happeningu” w Katowicach i od tej pory czuję się w swoim kraju znacznie mniej bezpieczna. Nie boję się owego mitycznego napływu uchodźców, ale boję się młodziana w masce, odpalającego racę i krzyczącego, że jestem zdrajczynią czy wrogiem ojczyzny.

Mowa nienawiści i zagrożenie wartości liberalnych nie jest tylko sprawa lokalną, polską. Widzimy wzrastający poziom poparcia dla sił populistycznych. Jeden na czterech wyborców w Europie głosuje na takie partie.

Ostatnio dowiedzieliśmy się, że bez pytania nikogo z wyborców o zdanie zawiązuje się „oś polsko-włoska” jako „przeciwwaga” dla osi francusko-niemieckiej, co tak naprawdę jest przygotowaniem do przejęcia kontroli nad Parlamentem Europejskim lub jego zniszczenia jako miejsca reprezentacji interesów wszystkich Europejczyków. Ale to, co się nazywa tak samo, w tym przypadku „oś”, nie jest tym samym. Współpraca Francji i Niemiec służy od lat wzmacnianiu Unii Europejskiej, tymczasem to, czego jesteśmy świadkami, może Europę tylko rozbić. A liderzy polityczni chcąc nie chcąc staną się „aniołami zagłady” projektu europejskiego.

Aby zobrazować obecną sytuację, można powiedzieć, że samolot w momencie pewnej turbulencji zostaje nagle przejęty przez osobników w czarnych maskach, którzy próbują dostać się do kokpitu. Tak naprawdę nic ich nie łączy, spotkali się w lotniskowej restauracji, gdzie po narzekaniu na rzeczywistość postanowili wziąć na niej odwet na swój oryginalny sposób. Mają różne cele: jeden chce samolot rozbić, tak po prostu, bo znudziło mu się życie, drugi chce zmienić jego kurs, bo nigdy nie był np. w Acapulco i to jego jedyna szansa, aby tam się dostać na cudowne wakacje, a trzeci chce samolot przejąć, ale dolecieć nim żywy, aby otrzymać okup. Tak mniej więcej wygląda wspólnota interesów i zrozumienie sytuacji wśród zróżnicowanej grupy populistów, którzy chcą przejąć samolot pod nazwą Unia Europejska. Kiedy dostaną się do kokpitu, wiadomo, że tak czy owak nastąpi katastrofa.

Jako świadomi pasażerowie, którzy chcą bezpiecznie dolecieć do celu, nie możemy im na to pozwolić.

Za kilka miesięcy pójdziemy do urn, aby wybrać naszych przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. W świetle tego, co się zdarzyło w Gdańsku, powinniśmy tym bardziej dostrzec wagę tych wyborów. Jest nieprawdopodobnie ważne, abyśmy wysłali tam jako naszych przedstawicieli ludzi, którzy potrafią odebrać samolot i uchronić go od zniszczenia przez przypadkowych frustratów.

Stwórzmy Europę, i Polskę w Europie, wolną od politycznego ekstremizmu.