Samorząd to polski sukces – nikt nie ma prawa go zmarnować
Wielu obserwatorów patrzyło na niedzielne wybory samorządowe jako na zastępcze starcie dwóch obozów politycznych, rozgrywających na terenie lokalnym pierwszy akt całego cyklu wyborczego, który nas czeka do jesieni przyszłego roku. To niewątpliwie dodawało tym wyborom dramatyzmu i podwyższało ich stawkę. A była ona naprawdę wysoka.
Gra toczyła się o to, czy samorządy pozostaną nieusuwalną częścią demokratycznego ustroju państwa, czy też zostaną zinstrumentalizowane jako swoiste „zbrojne ramię” polityki polegającej na centralizacji. To oczywiście byłoby zaprzeczeniem samej idei i sensu samorządności. A przecież reforma samorządowa jest jednym z najbardziej widocznych sukcesów Polski po 1989 r.
Przez te prawie 30 lat staraliśmy się odpolitycznić samorządy, tak aby stały się narzędziem autentycznej polityki lokalnej, istotną częścią Polski obywatelskiej.
Od momentu gdy partia rządząca zaczęła postrzegać samorząd w kontekście hierarchicznej podległości wobec władzy centralnej, zrozumieliśmy, że samorząd to także część szerszego pakietu, który obejmuje rządy prawa, trójpodział władzy, wielopoziomowość dobrego zarzadzania. I że musimy go bronić jako jednej z podstawowych instytucji państwa demokratycznego.
I dlatego te wybory były tak ważne w kontekście politycznym – bo nie możemy nikomu, żadnej opcji rządzącej Polską, pozwolić na „wyjęcie” samorządów z konstrukcji ustrojowej całego państwa. Jeżeli samorządy stałyby się bezwolnym narzędziem w rękach rządzących, to antydemokratyczny zwrot w polskiej polityce zaliczyłby kolejną ofiarę, po Trybunale Konstytucyjnym, Sadzie Najwyższym, KRS i sądach powszechnych, a także mediach publicznych.
Jak na razie, sądząc po wynikach exit polls i tych znanych już cząstkowych rezultatach, samorządy zostały obronione przed zakusami monopartyjnymi. Ale warto też, abyśmy pamiętali, że – oprócz tej koniecznej obrony funkcjonalnej idei samorządności jako cegły w ustrojowej budowli – ma ona wartość autoteliczną. Jest źródłem rozwoju obywatelskości i poczucia odpowiedzialności za państwo.
Przez trzy dekady wolności my, Polki i Polacy, nauczyliśmy się, że możemy współtworzyć swoje otoczenie, nasze małe ojczyzny, na poziomie lokalnym, gminy, powiatu, dzielnicy, miasta, województwa. Nauczyliśmy się też, że samorządy są po to, aby służyć ludziom, i dlatego możemy od nich wymagać działań zgodnych z naszymi oczekiwaniami. A samorządowcy to nie ludzie przywiezieni w teczce z centrali, ale gospodarze wywodzący się z miejsc, którymi zarządzają. To w samorządach dało się poznać wiele osób z autentycznym darem politycznego przywództwa, z otwartą głową i odwagą stawiania na sukces.
To jest tym bardziej ważne, że samorządy były i nadal są jednym z głównych instrumentów absorbcji środków unijnych. Wystarczy tylko wspomnieć, że na koniec 2016 r. wartość umów lub decyzji o dofinansowaniu projektów realizowanych w gminach wynosiła 45 mld 743 mln zł. Projekty unijne są realizowane w 9 na 10 gmin w Polsce. Trzeba te środki, i z obecnej perspektywy finansowej, i z następnej, umiejętnie, inteligentnie i w sposób innowacyjny i kreatywny wydać. Tak aby powstała wartość dodana, która będzie procentować przez następne dekady, a nie tylko przez jedną czy dwie kadencje wyborcze.
Samorządy to też takie miejsca, w których mają szansę odnieść sukces kobiety i ludzie młodzi, a także lokalni patrioci swojego miasta czy dzielnicy. Wielka polityka ma dla wielu grup ciągle hamujący ich aspiracje „szklany sufit”. W samorządach jest on zdecydowanie łatwiejszy do przebicia dla zdolnych i ambitnych, tych, którzy chcą działać dla dobra swoich wspólnot.
Cieszy mnie niezmiernie, że w tych wyborach 40 proc. spośród wszystkich kandydujących w wyborach samorządowych stanowiły kobiety. To najwięcej od 2006 r. O urząd prezydenta miasta, burmistrza czy wójta ubiegało się 1277 kobiet. A do rad gmin, powiatów i sejmików startowało 75 669 kobiet. W 54 gminach o urząd wójciny, burmistrzyni czy prezydentki ubiegały się wręcz tylko kobiety. To są bardzo optymistyczne dane.
I tu pragnę docenić niesamowitą pracę wykonaną przez Kongres Kobiet, który walczył niezmordowanie o parytety na listach, a teraz nadal walczy o to, aby kobiety dostawały na tychże listach miejsca biorące. Kongres popierał kandydatki z różnych opcji politycznych, które były znakomicie przygotowane merytorycznie, pełne zapału społecznikowskiego i które dawały nadzieję na to, że będą wartością dodaną dla swoich gmin, miast czy regionów.
Wierzę, że wiele z nich wygrało, i życzę im sukcesu.
Te wybory były trudne, ale myślę, że obroniliśmy przekonanie, że Polska wolna to Polska samorządna. Samorządy to źrenica demokracji. I nie dopuścimy do tego, aby stały się tylko atrapami. Nikt nie ma prawa zmarnować naszego wspólnego sukcesu.
Komentarze
Jednak za mocno pani krytykuję pewną osobę żarliwie popieraną przez PO, która ma wyrok i która wygrała w Łodzi. Niepotrzebnie się pani zamartwia o to, jak ta osoba będzie ślubować, że będzie strzec prawa i praworządności.
>>nikt nie ma prawa go zmarnować<<
Ale Prawo i Sprawiedliwość nie potrzebuje przecież żadnego `prawa`, by coś zmarnować. Wystarczy im swoiście pojęta sprawiedliwość.